PRZEMIANA

Opublikowano w dniu 19 maja, 2021

Chcę Ci opowiedzieć o mojej przemianie jako przedsiębiorcy i o tym, co miało na to kluczowy wpływ.

Opowiem o moim nawróceniu, o poznaniu Boga, o moim nowym narodzeniu, o duchowej drodze do wolności i nowej tożsamości, dzięki której moje życie się zmieniło. A jeśli się zmieniasz, to ma to wpływ na każdy aspekt życia.

Ja żyję biznesem, dlatego moja przemiana miała tak ogromny wpływ na moją firmę.

Obiecuję, że to, o czym tutaj przeczytasz, nie będzie czymś, czego się spodziewasz. Postaram się zniszczyć panujący światopogląd, który mamy nieświadomie zbudowany na podstawie tradycji i naszego wychowania w danej religii w tym kraju.

I nawet jeśli uważasz się za niewierzącego, to masz swoje zdanie i schemat patrzenia na pewne rzeczy.

I nawet jeśli uważasz się za niewierzącego, to musisz wierzyć w to, że nie wierzysz. Taki paradoks. Uwierz mi na słowo.

Świat uczy nas, że aby coś osiągnąć w życiu, musisz być twardzielem. 

Twardym być, a nie miękkim! 

Przed moją przemianą za takiego się właśnie uważałem i na takiego się kreowałem. To było sześć lat temu. Uważałem się za twardziela, byłem cholerykiem. Wszystko musiało być po mojemu, nie raz było słychać w firmie mój niekontrolowany wrzask, poprzedzony wulgaryzmem dla wzmocnienia przekazu. Wszystko robiłem najlepiej sam i bardzo mnie denerwowało, jak ktoś zrobił coś nie po mojej myśli. 

W typologii kolorów byłem typowym czerwonym – dyrektywnym, wymagającym i konkretnym.

Jestem człowiekiem czynu, dlatego chciałem, aby każdy z mojego zespołu działał tak samo, szybko i skutecznie. Jeśli ktoś zwalniał, bardzo mnie to irytowało.

Myślałem, że jestem kozakiem, myślałem, że jestem wielkim panem biznesmenem. 

Rukola szybko rosła, a ja nie miałem już czasu na nic. 

Cierpiała na tym moja rodzina.

Muszę wspomnieć, że w tym okresie pracowałem równolegle na trzech etatach: nadal budowałem struktury sprzedaży dla dużego zakładu mięsnego, miałem firmę budowlaną i rozwijałem Rukolę.

Tak było przed moim nawróceniem, kiedy skupiałem się tylko na sobie i na efektach w firmie. 

Liczyło się tu i teraz, brakowało szerszej perspektywy. 

Gdy zacząłem zauważać problemy wokół siebie, nie potrafiłem na nie zaradzić.

Latem 2015 roku odwiedziliśmy całą rodziną moją kuzynkę, która miała piękny dom na Mazurach. Z racji odległości nie mieliśmy zbyt wielu okazji, aby się spotykać. Aga ma duszę artysty, uwielbia wieś, kocha konie. Całkowite przeciwieństwo charakterów.

Do spotkania poniekąd doprowadził nasz dziadek Jan, na którego pogrzebie się spotkaliśmy. Padło zaproszenie, abyśmy przyjechali z rodziną na weekend na Mazury, więc z niego skorzystaliśmy.

Wtedy właśnie usłyszałem od Agnieszki prawdziwą Ewangelię o Jezusie Chrystusie, który przyszedł na świat z miłości do człowieka, umarł za każdego, aby nas zbawić.

Brzmi dziwnie, co nie? Coś tam kojarzysz z lekcji religii? 

Ja też tak miałem.

Generalnie pomyślałem sobie, że mojej kuzynce nieźle odbiło. Trochę się podśmiewałem, trochę dogryzałem. Ale ona w spokoju i cierpliwości opowiadała o NIM, o JEGO miłości, o JEGO ofierze na krzyżu 2000 lat temu, o JEGO zmartwychwstaniu. Mówiła, że każdy z nas musi narodzić się na nowo. 

Narodzić się jako duchowy człowiek, poprzez wiarę i świadomą decyzję oddania swojego życia Chrystusowi. Zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, czyli do miłości, bo ON jest miłością. To, co Adam zepsuł, Chrystus przyszedł naprawić, zburzyć mur stojący pomiędzy nami a Bogiem. 

Tym murem jest grzech.

I ta opowieść różniła się od tego, co pamiętałem z lekcji religii. Jezus dał nam zbawienie z łaski, nie muszę nic robić, tylko przyjąć i uwierzyć, że to prawda.

Ale po co mam to robić, przecież nie wierzyłem w żadne niebo i piekło…?

Aga mówiła, że tu nie chodzi tylko o życie po śmierci, chodzi o twoje życie tu i teraz. 

Jeśli przyjmujesz Boga do swojego serca, to ON przychodzi do ciebie i cię przemienia.

Nie rozumiałem tego. 

Nie rozumiałem, że każdy z nas potrzebuje Zbawiciela, że z grzechem na świecie poradzić sobie może tylko Jezus. 

Nie rozumiałem, że tu nie chodzi o chodzenie do kościoła ani przestrzeganie jakichś przykazań, wymyślonych zasad. 

Tu chodzi jedynie o relację ze Stwórcą, który naprawdę istnieje, który cię kocha i pragnie tego samego.

Uważałem się za dobrego człowieka. Przecież nikogo nie zabiłem, nikomu nic nie ukradłem i myślałem, że nawet jeśliby jakiś tam Bóg istniał, to pewnie pójdę do nieba, co najwyżej do czyśćca.

Agnieszka opowiadała o tym, że czyśćca nie ma, że to wymysł Kościoła, jest tylko białe albo czarne, światłość lub ciemność i każdy z nas musi wybrać, za czym chce podążać.

Pytałem, skąd ona to wszystko wie, mówiła, że z Biblii. 

Na religię chodziłem, ale Biblii nie czytałem, dlatego postanowiłem utrzeć nosa mojej kuzynce i udowodnić, że opowiada jakieś brednie. Nie wiem, czemu tak zdecydowałem, przecież nie miałem zbyt wiele czasu na takie sprawy, ale coś mnie pchało w kierunku zgłębiania tego tematu.

Zacząłem szukać w internecie, na YouTube, czytałem, oglądałem. Zainteresowałem się historią Kościoła, zauważyłem, że religia, w której tkwimy, powstała w czwartym wieku za cza- sów cesarza rzymskiego Konstantyna. Papież to nie następca św. Piotra, a struktury kościelne powstały, aby kontrolować nowo powstały system. 

Zacząłem rozumieć, dlaczego krwawe inkwizycje, palenie pogan na stosach, które pamiętam z lekcji historii, miały wtedy miejsce. Zrozumiałem, że Bóg, jakiego znamy z kart historii, nie miał z tymi wydarzeniami nic wspólnego. Zrozumiałem, że całe zło, jakiego doświadczamy, jest konsekwencją naszych decyzji i zachowań. 

Analizowałem coraz to nowe dogmaty wprowadzane przez Kościół na przestrzeni wieków i jego rozwój. Tu dołożymy czyściec, tam odpusty, a głupi lud będzie robić, co „wielebny” rozkaże. To nie miało za wiele wspólnego z Bogiem. 

Nie chcę tu atakować żadnej denominacji ani budować rozłamu. Nie piszę tego przeciwko jakiemukolwiek człowiekowi. 

Mam na myśli zbudowaną przez człowieka strukturę kościelną, która z założenia nie jest dobra, choć mogą w niej być dobrzy, oddani Bogu ludzie. 

Jak widać, wszędzie jest system. Czy to system finansowy tego świata, przestarzały system edukacyjny czy system kościelny.

W tym czasie dużo podróżowałem po kraju i miałem czas, aby słuchać wykładów na YouTube. Po obejrzeniu czegoś z danej tematyki YouTube proponuje Ci następne filmy. Tak kopałem i kopałem, słuchałem naukowców, którzy zgadzają się z biblijną wersją wydarzeń na świecie. 

Coraz więcej naukowców skłania się do wiary w ingerencję ponadnaturalnej siły, w naszą rzeczywistość, którą może być Bóg.

Dalej natrafiłem na świadectwa ludzi, których życie diametralnie się zmieniło. Opowiadali o spotkaniu z Bogiem, o uwalniającej mocy łaski, którą przyniósł na świat Jezus Chrystus.

Głowa pękała mi od myślenia, ale nie mogłem przestać. Coś się ze mną działo i nie mogłem tego zrozumieć. Zacząłem patrzeć na siebie inaczej, rozpoczął się proces przemiany, którego nie potrafiłem zatrzymać. 

Prawda dobijała się do mojego serca coraz mocniej.

I przyszedł dzień, w którym wszystko pękło. Jechałem sam samochodem i do głowy zaczęły przychodzić myśli – niecodzienne, konfrontujące mnie, po których pojawiły się łzy. 

I chcę tu powiedzieć, że było to bardzo mocne przeżycie, dlatego że chłopaki nie płaczą. 

Byłem twardzielem, który uważał, że łzy to ujma na honorze prawdziwego faceta. Nie możesz się mazać, świat potrzebuje silnych charakterów, a nie płaczków. 

Analizowałem swoje życie, to, kim jestem, dokąd zmierzam, czy jestem z siebie dumny, czy jestem taki dobry, jak myślałem. Uświadamiałem sobie, że jestem cholerykiem, szybko wybucham, przeklinam jak szewc, jestem nerwowy, za dużo pracuję, za mało czasu poświęcam rodzinie. 

Wcześniej tłumaczyłem te zachowania stresem, natłokiem obowiązków, temperamentem, uważałem, że po prostu mam taki charakter.

I wtedy po raz pierwszy zawołałem do Boga. Nie było to łatwe, czułem się jak głupek, który rozmawia sam ze sobą, ale wiedziałem, że chcę to zrobić. 

Płacząc nad sobą, nad swoim perfekcyjnym życiem, poprosiłem Jezusa, aby mnie zmienił, aby mi pomógł, aby przyszedł do mojego życia. 

Ten stan oczyszczenia trwał około godziny. 

Wróciłem do domu i nie mówiłem o tym nikomu.

Zacząłem czytać Biblię, dużo słuchałem nauczań na YouTube. Zauważyłem, że moje przeżycie z samochodu to nieodosobniona historia. 

Przeżyłem prawdziwą pokutę, z greckiego metanoję, czyli uświadomienie sobie, że jestem grzeszny, że potrzebuję Zbawiciela. 

Metanoja dokładnie oznacza odwrócenie się od starego życia i zmianę sposobu myślenia. 

To wszystko wydawało mi się bardzo dziwne, ale ja naprawdę zacząłem zmieniać swoje myślenie, zacząłem mieć nowe pragnienia w sercu, zapragnąłem poznać Boga osobiście.

Pewne moje nałogi odeszły w jednej chwili dzięki łasce, a inne musiałem przepracować. 

Wulgarne słowa, których używałem, zaczęły mi dźwięczeć w uchu tak, że nie mogłem tego znieść. 

Chciałem z tym skończyć. 

Zacząłem dużo rozmawiać z Jezusem, stawać się Jego przyjacielem, budowałem relację. 

I widziałem, jak pewne rzeczy ode mnie odpadają.

Zapragnąłem chrztu. 

W Słowie Bożym czytałem, że muszę narodzić się na nowo, z wody i z Ducha. 

Czytałem, że warunkiem chrztu jest świadome uwierzenie w Jezusa i w to, co dla mnie zrobił, oraz pełne zanurzenie w wodzie, tak jak to zrobił sam Jezus, a potem Jego uczniowie.

Świadomość… stawała się coraz większa. 

Zacząłem coraz więcej rozumieć, zacząłem rozpoznawać, czym jest świat duchowy. 

Teraz już wiedziałem, że ten świat naprawdę istnieje, że poza naszą cielesnością jest coś więcej.

Znalazłem na Facebooku Krzyśka, który opowiadał o tym, co przeżył z Bogiem. Mieszka w Cieszynie. Dla tego, który pragnie, nie ma rzeczy niemożliwych, nie ma odległości nie do pokonania. Zorganizowałem tydzień wakacji w sierpniu w bacówce w górach, 20 kilometrów od Cieszyna. Na miejscu powiedziałem żonie, że mam umówione spotkanie, że chcę, abyśmy poznali pewną rodzinę, która żyje blisko z Bogiem. 

Nie rozumiała wtedy, ale się zgodziła.

Za to ją kocham. Asia to mocna osobowość, zawsze ma swoje zdanie, ale w rzeczach dla mnie ważnych jest zawsze przy mnie. Pojechaliśmy. Weszliśmy do normalnego mieszkania w wieżowcu, gdzie zgromadzonych było kilkanaście osób. Zobaczyliśmy szczęśliwych i radosnych ludzi. 

Nie miało znaczenia, kim jesteś, nie miało znaczenia, gdzie pracujesz, ile zarabiasz, czy jesteś wykształcony, czy „zajeżdżasz” po śląsku. Było w tym coś niesamowitego. 

Krzychu zapytał mnie o chrzest, umówiliśmy się na sobotę na spotkanie nad jeziorem. 

Dwudziestego ósmego sierpnia 2016 roku umarłem dla tego świata i świadomie oddałem życie Chrystusowi.

Liczyłem na mega cielesne przeżycie, ale fajerwerków nie było. Nie unosiłem się nad wodą, lewitując, lecz mimo tego coś odeszło bezpowrotnie. 

Wierzę i wiem, że w świecie duchowym wydarzył się cud. Odnalazłem kochającego Ojca, który mi przebaczył i dał nowe życie.

To był moment, który stał się początkiem nowej tożsamości, początkiem nowego człowieka, początkiem wielkich przemian w mojej rodzinie i w firmie.

cdn…

Facebook
Twitter
Email

Powiązane Posty

Rozwój osobisty | Biznes | Praca
Wiara

Clou przemiany myślenia.

***** Poniższa publikacja to kontynuacja wpisu CHCESZ KLUCZE DO KRÓLESTWA?  Jeśli chcesz zachować wątek, przeczytaj najpierw to:  Link do artykułu

Więcej...
Wiara

MAŁŻEŃSTWO

W 2019 roku w Polsce rozwiodło się 356 na 1000 nowo zawartych małżeństw…  W tych statystykach nie są zawarte stałe

Więcej...

Twój Koszyk

0
image/svg+xml

No products in the cart.

Continue Shopping

Strona do poprawnego działania wykorzystuje pliki cookies.